Gry on-line
Arkady Fiedler , najsłynniejszy polskich podróżników doczekał się gry on-line, przeczytaj uważnie i zagraj .
Z pamiętnika Arkadego Fiedlera
grudzień 1928
To nie była moja pierwsza podróż… Nie pierwszy raz wypuszczałem się tak daleko, mknąc na skrzydłach niepokoju i ekscytacji… Ale po raz pierwszy tak trudno było mi opuszczać domowe pielesze. W domu zostawiałem moją Janinkę i malutką, wtedy zaledwie czteroletnią córkę Baśkę. Jednak zew przygody rwał moje serce do przodu, ku południowym wybrzeżom Brazylii.
Brazylia, egzotyczny kierunek emigracji rolników, których państwo brazylijskie zachęcało nadaniem ziemi. Zbierałem tam okazy fauny i flory oraz sztuki wytwarzanej przez Indian Koroadów mieszkających nad rzeką Ivai. Razem ze mną wędrował rodak mój najdroższy, który ukochaną polską mową rozświetlał obce, brazylijskie noce. Towarzysz mój był preparatorem. Z zastrzelonych zwierząt i ptaków oraz złapanych insektów robił eksponaty. Sam za młodu trochę polowałem i nieobce były mi myśliwskie uroki, ale nie mogłem równać się z Antkiem Wiśniewskim. Całą naszą zdobycz bezinteresownie przeznaczyliśmy na wzbogacenie zbiorów Muzeum Przyrodniczego w Poznaniu.
„Od razu stwierdzam: ta pierwsza wielka podróż ziściła wszystkie najśmielsze nadzieje, i emocjonalne, i kolekcjonerskie. Rio de Janeiro buchnęło w przybysza splendorem tropikalności, jak należało się spodziewać. Było jednym pasmem nieustannego zachwycania się olśniewającym przepychem przyrody nawet w centrum miasta. Z pierwszego dnia utkwiły mi w pamięci dwa wrażenia: przejmująca woń wilgotnej, rozgrzanej zieleni[…] oraz widok barwnej chmary kilkuset motyli na niewielkiej, podmokłej polanie wśród palm na przedmieściu stolicy. Miało to posmak surrealizmu. […].
Pobyt nasz w Brazylii trwał dziewięć miesięcy i obejmował trzy rejony: podzwrotnikową puszczę nad rzeką Ivai w głębi Parany, następnie bujny las nadmorski pod Morretes oraz stepy Piraquara między Kyrytybą a Serra do Mar. Wszędzie tam, gdzie żyli polscy koloniści, rodacy udzielali nam serdecznej pomocy i w wielkiej mierze to im zawdzięczaliśmy, że można było przywieźć do Polski tak bogatą zdobycz: […] około [spreparowanych]1150 ptaków, 100 ssaków, 46 gadów i płazów, 4000 motyli i 2000 chrząszczy, […] 30 żywych ssaków i ptaków; […] oraz przeszło dwadzieścia różnych, zdrowo rozrastających się storczyków.”1
listopad 1933
„W dorzeczy Amazonki przebywałem przez trzy kwartały, do lipca 1934 […] Mieszkałem nad brzegiem Yarinacocha, wielkiego jeziora – starorzecza, a na okolicznych drzewach setikach odkrywałem leniwce […]. [Wraz z towarzyszem] uganialiśmy się za motylami, których tu mnóstwo było, ale niestety także mnóstwo było na trawach przeklętych isangów. Isangi to kleszczyki tak drobniuteńkie, że ich prawie nie widać, za to, gdy paskudztwa weszły pod skórę, straszne powodowały swędzenie […].
Mój towarzysz, widząc tyle pięknych motyli, stał się zapalonym entomologiem[…]. Złowione motyle chował do kartonu, a karton kładł w bungalowie na stole. Nie upływało i pół godziny, gdy od ściany i spod podłogi zjawiały się szeregi tysięcy mrówek, łasych na motyli smakołyk. Zdumiał się mój towarzysz…”2
„Na drugi dzień po naszym przybyciu nad Yarinacochę, która […] była tylko odnogą rzeki Ucayali, wybrał się [mój towarzysz] na połów motyli. Ale gdy w wysychającej kałuży spostrzegł wielką, stłoczoną masę ryb wielkości naszych płotek, wpadł z kolei w ferwor rybacki i siatką na motyle zaczął wymachiwać w wodzie. Bajorko było maleńkie, więc zapaleniec w mig złowił kilkadziesiąt ryb i żywe przyniósł w siatce do pobliskiego bungalowu. Trudno opisać nasz zdumienie, gdy z kupy rzucających się rybek usłyszeliśmy dźwięki do ćwierkania ptasząt podobne, i to dźwięki wcale nie ciche.”3 Ryby śpiewały!
1935
„Zatęskniłem do przeciwieństwa […] gorącej puszczy i postanowiłem teraz poznać inną puszczę, chłodniejszą, północną: kanadyjską. […].
[…]Od pierwszego dnia do ostatniego wszystko w mej podróży szło gładko jak z płatka, ludzie do mnie się uśmiechali, Indianie byli mi przychylni i pozwalali się fotografować, a Kanada rzeczywiście darzyła mnie i zapachem żywicy, i przyjaźnią ludzi?”4
„Wyjazd do kanadyjskiej puszczy wydawał się na pozór rzeczą bardzo prostą: przewiesić strzelbę, nabrać prowiantu, nie zapomnieć o łódce, zapomnieć o kłopotach, pojechać do ostatniej stacji kolejowej, łódkę zsunąć na byle jaką rzekę, krzyknąć z całej piersi: witam cię, puszczo, i dać w nią nura.[…]
- „Wiek męski – zwycięski”
- tamże
- tamże
- „Wiek męski – zwycięski”
Tymczasem nie taka łatwa to sprawa. Puszcza kanadyjska leżała na północy i chcąc się do niej dostać, trzeba było przebrnąć przez dolinę Rzeki Św. Wawrzyńca. Żyzna to dolina, mlekiem i miodem płynąca.”5
„A oto siedziałem teraz na tych kanadyjskich morgach. Przed kilkoma dniami wyjechałem z Ottawy, stolicy Kanady, udając się o sto kilkadziesiąt kilometrów na północ, nad rzekę Lievre. Zamieszkałem tu w leśnej chacie polskiego myśliwego, Stanisława.”6
„W otaczającej nas puszczy działy się rzeczy niezwykłe, zaskakujące. Trzy dni temu wiła się skromnie rzeczka na dnie doliny […]. A oto dziś miast rzeczki rozciągało się przed nami potężne rozlewisko, długie na pól mili. Zatopiło krzewy, zielska i pnie drzew; wielka, prawdziwa powódź. A przecież od wielu dni nie spadła ani kropelka deszczu…[…]
Bobry.[…] Wznosiły tamy, regulowały ilość wody, tworzyły kolonie, przeprowadzały kanały, wkładając w każdą swoją czynność mądry zapał, rozwagę i celowość, niespotykaną u innych zwierząt.[…]
Indianie, posiadający głębokie wyczucie rzeczy doniosłych w przyrodzie, uznawali bobry za swoich czworonożnych braci i zabicie ich traktowali jako zbrodnię. Nazywali je istotami o umyśle człowieka i usposobieniu dziecka”7
maj 1937
„W pierwszych dniach maja wyjechałem z Jerozolimy koleją do Port Saidu, skąd statek […] miał mnie zabrać na Madagaskar. […] Nęcił mnie Madagaskar […] swą tajemniczością i także urokiem swych mieszkańców. […][A także] paradoksami fauny: obok tysięcy drapieżnych krokodyli licznie żyły tam śmiesznie łagodne, potulne lemury; paradoksami flory: na wschodzie wyspy najbujniejsze puszcze tropikalne, podobne do amazońskich, a nieco dalej na suchym południu upiorne lasy kserofitowe o wysokich drzewach jak kikuty, a prawie bez liści„8
„Na czwarty czy piąty dzień po wyjściu z Tamatawy lądujemy w Maroantsetrze. Maleńkie, ospałe miasteczko […] całe w cieniu rozłożystych drzew mangrowców, drzemie u ujścia rzeki Antanambalana do zatoki Antongi. Kilkanaście sklepów w drewnianych domach, przeważnie w rękach Hindusów i Chińczyków […]. Miasteczko leży w bagnistej dolinie, więc cała ludność choruje na malarię.”9
Wraz z towarzyszem podróży, Bogdanem Kreczmerem spędziłem wiele miesięcy we wsi Ambinanitelo, wśród plemienia Betsimisaraków. Mieszkaliśmy, podobnie jak tubylcy, w chacie na palach, krytej palmowymi liśćmi. Wioska wywarła na nas mocna wrażenie. Ponad 90% gatunków flory i fauny na wyspie jest endemicznych, czyli występuje tylko tu. Lemury, niezliczone kameleony, motyle, papugi, węże boa, owady… Także ludzie – dotarli oni nie z pobliskiej Afryki, ale z Malajów.10
maj 1939
„Wyjeżdżając na Tahiti, dobrze sobie uświadamiałem, dokąd mnie niosło: nie tylko na nikły punkcik geograficzny na Oceanie Spokojnym, najbardziej od nas oddalony; nie tylko na wyspowe ziarenko maczku wśród ogromu mórz, ale także na jakiś gigant popularności i sławy, na niedościgłą wedettę słynnego raju na ziemi.
W kilka godzin po ujrzeniu Tahiti [statek] «Sagittaire» wpłynął do zacisznego portu Papeete, po przebrnięciu przez cieśninę między dwoma rafami koralowymi. Miasteczko, przylegające tuż do portu, było stolicą owych rajskich wysp i miało chyba nie więcej niż 2000 brązowych mieszkańców […].
Tego dnia, gdy Papeete […] tańczyło, szalało, trzymaliśmy się razem, ja i Charles Pissaro, z którym się zaprzyjaźniłem na statku. Był z zawodu bankowcem w Paryżu, ale jako potomek wielkiego Kamila Pissaro przejął po malarzu sposób patrzenia na świat okiem artysty. […]
Eden stał przede mną otworem […]
„Dnia 2 września, z jednodniowym opóźnieniem, dotarła na Tahiti wiadomość o napaści wojsk niemieckich na Polskę. Już w drodze na pocztę ogarnęło mnie złe przeczucie: z lokalnego radiowęzła usłyszałem niezwykłą na ulicach Papeete melodię mazurka, a zaraz potem marsz żałobny Szopena. Wywieszka przed pocztą potwierdziła hiobową wiadomość. Poczułem zawrót głowy […]”11
- „Kanada pachnąca żywicą”
- tamże
- tamże
- „Wiek męski – zwycięski”
- „Gorąca wieś Ambinanitelo”
- za: https://gloswielkopolski.pl/podroze-z-arkadym-fiedlerem-vazaha-ktoremu-madagaskar-dal-dwie-zony/ar/282872
- „Wiek męski – zwycięski”
Zagraj teraz , spróbuj swych sił – powodzenia
Wybitne Wielkopolanki na przestrzeni dziejów
Pierwsza Wojna Światowa
Polska po II wojnie światowej – powtórzenie wiadomości
Powstanie Kościuszkowskie
Ruletka ” Odrodzenie”
II Wojna Światowa